sobota, 18 lipca 2009

karp koi

arpie Koi wydają się najbardziej inteligentnymi rybami w oczku wodnym. Łatwo się oswajają i poznają swojego opiekuna. Chętnie do niego podpływają skubiąc palce zanurzone w wodzie. Pozwalają się też głaskać, dając swoim właścicielom wiele radości. Jednak nie ma nic za darmo, karpie mają o wiele większe wymagania od karasi ozdobnych. Przede wszystkim ryby te wymagają dużego zbiornika z dobrze natlenioną i filtrowaną woda (co najmniej kilka tysięcy litrów). Trzeba także wziąć pod uwagę wymiary jakie osiągają. Dorosłe ryby dorastają do 50-90 cm długości. Karpie są wszystkożerne, należy je karmić pokarmami wysokoproteinowymi, zjadają też drobne zwierzęta jak ślimaki i larwy owadów oraz rośliny, co zauważymy gdy nasze oczko zamieni się w pustynię. Ryby te lubią kopać, dlatego kosze z roślinami powinny być dobrze zabezpieczone warstwą grubego żwiru. Tarło Karpie odbywają latem (osobniki co najmniej 3-4 letnie), gdy temperatura wody wzrośnie powyżej 20°C. Młode wylęgają się po tygodniu. Są to ryby długowieczne i dożywają około 20 lat.
Hodowlę karpi Koi rozpoczęto w kraju kwitnącej wiśni na początku 19 wieku. W wyniku długotrwałej selekcji i krzyżowania różnych osobników uzyskano wiele odmian karpi Koi różniących się barwą, połyskiem, oraz układem plam i łusek. Obecnie zarejestrowanych jest ponad sto odmian barwnych i każdego roku pojawiają się następne. Rasowe osobniki najbardziej poszukiwanych odmian osiągają zawrotne ceny, nawet do kilkudziesięciu tysięcy dolarów za sztukę. Hodowcy dzielą karpie Koi na dwie podstawowe grupy, a mianowicie na ryby matowe oraz o metalicznym połysku. Poniżej przedstawiam nazwy, charakterystykę i zdjęcia najpopularniejszych matowych karpi Koi.


KOHAKU- białe ciało z czerwonymi nieregularnymi plamami - to chyba najpopularniejsza odmiana.
TASHIO SANKE- białe ciało z plamami w kolorach czerwonym i czarnym.
SHOWA SANKE- podstawowe ubarwienie ciała czarne z czerwonymi i białymi plamami.
UTSURI- podstawowe ubarwienie czarne z białymi, czerwonymi lub żółtymi plamami.
BEKKO- Ciało w kolorze białym, czerwonym lub żółtym z czarnymi plamami.
TANCHO- Grupę tą charakteryzuje duża czerwona plama pośrodku głowy. W zależności od ubarwienia ciała i innych plam wyróżniamy takie podgrupy jak TANCHO SANKE, TANCHO SHOWA i szczególnie poszukiwana ze względu na podobieństwo do japońskiej flagi TANCHO KOHAKU.
ASAGI - grzbiet biało-niebieski, brzuch i płetwy czerwone.
SHUSHI - grzbiet niebieski, reszta biała i czerwona.
KOROMO - ciało białe z czerwonymi plamami, łuski ciemno obrzeżone.
KAWARIMONO - ryby matowe inne niż w powyższych grupach.

W Polsce zazwyczaj sprzedawane są mieszańce wielu odmian. Nie są one tak cenne jednak mogą być bardzo dekoracyjne.
komentarze (0) | dodaj komentarz
Szczupaki
sobota, 07 marca 2009 10:43
Samice górą

Im większego szczupaka złowimy, tym bardziej możemy być pewni, że jest samicą. Rosną one szybciej od samców już od początku życia. Co więcej, znacznie dłużej też od nich żyją. Samców, które mają więcej niż 9 - 10 lat, prawie się nie spotyka, a przestają rosnąć już w wieku 5 - 6 lat. Choć więc wykluwa się ich z ikry tyle samo, a czasem nawet więcej niż samic, to w późniejszym wieku samice uzyskują znaczną przewagę. Złowiwszy szczupaka powyżej 70 cm mamy około 95% pewności, że to samica, a powyżej 90 cm prawie 100%.


Podobnie rzecz wygląda w przypadku wielu innych gatunków, na przykład sandaczy, karpi, okoni. Ichtiolodzy zjawisko to tłumaczą tym, że duże samice wytwarzają więcej ikry, tym samym pozostawiają więcej potomstwa, a mówiąc językiem biologów ewolucyjnych, zapewniają swoim genom większy udział w następnych pokoleniach. Ponieważ wytwarzanie jaj bardzo mocno obciąża organizm, samice muszą zjadać więcej pokarmu. Większe rozmiary są w tym przydatne, bo pozwalają chwytać większe ryby.
Samce natomiast, żeby osiągnąć taki sam sukces rozrodczy, muszą w produkcję mlecza inwestować znacznie mniej (plemniki są nieporównywalnie mniejsze od ikry). Jest też ważne, że w czasie tarła nie konkurują z innymi samcami. Jednej ikrzycy może asystować kilku partnerów i bardzo rzadko dochodzi między nimi do kłótni. Co prawda nie wiadomo, czy mają równy udział w zapładnianiu ikry, można jednak założyć, że tak, skoro ze sobą nie walczą. Dlatego samcom duże rozmiary nie są potrzebne. Inaczej jest z samcami łososi, pstrągów, sumów, które są tylko nieznacznie lżejsze od samic. U tych ryb jednak samce współzawodniczą o dobre miejsca na tarliskach i dostęp do samic, a wielkość daje w tych zabiegach przewagę.
Samce szczupaków nie muszą być duże także z tego powodu, że nie opiekują się potomstwem. W tym dziele wielkość odgrywa dużą rolę i właśnie dlatego samce cierników, głowaczy i wielu innych gatunków ryb są większe od samic.
Znacznie trudniej natomiast wytłumaczyć, dlaczego samce szczupaków krócej żyją. Ich większa śmiertelność nie wynika tylko z tego, że są zjadane przez większe samice. Nie można również wyjaśniać tego zjawiska tak zwanym "dobrem gatunku" (że niby wobec ograniczonej ilości pokarmu samce żyją krócej, by dłużej mogły żyć samice). Już dawno bowiem udowodniono, że w przyrodzie nic nie dzieje się dla "dobra gatunku", co byłoby jednocześnie niekorzystne dla pojedynczego osobnika. Wynika z tego, że nie tylko mniejsze rozmiary, ale i krótsze życie jest dla samców szczupaków z jakiegoś powodu korzystne.
Skoro już wiemy, że samice szczupaków są większe i dłużej żyją, to zapytajmy, jakie są granice ich wielkości i długowieczności. Maksymalny wiek ryb ocenia się na 30 lat. W Wełtawie znaleziono nieżywego olbrzymiego szczupaka, którego wagę oceniono na 30 kg, a wiek ustalono na 27 lat. Taka długowieczność stoi w sprzeczności w sprzeczności z faktem, że szczupaki bardzo szybko dojrzewają płciowo. Przy dobrych warunkach pokarmowych staje się to już nawet po ukończeniu pierwszwgo roku życia. Tak szybkie dojrzewanie charakterystyczne jest dla ryb, które żyją krótko. Prócz tego duże rozmiary nie zawsze idą w parze z wiekiem. Na przykład w jeziorze Pluszne rybacy złowili niegdyś samicę, która przy wadze 24,6 kg i długości 1,25 m miała zaledwie 9 lat. Zakładając, że jej wiek określono prawidłowo, to średnio ryba ta przyrastała w ciągu roku o 2,7 kg. Jest to wynik nadzwyczajny. Przeciętnie przez całe swoje życie, czyli około 12 lat, samice osiągają długość około 115 cm i kilkanaście kilogramów wagi. Ich roczne przyrosty wynoszą więc trochę więcej niż kilogram.

12-kilogramowa samica-szczupak z jeziora Śniardwy złowiona ubiegłego lata przez Mieczysława Alickiego z Pisza. Złowił ją na seledynowego 5-centymetrowego twistera, którego przywiązał do żyłki 0,18 bez przyponu.

Dlaczego atakuje

Czasami można zobaczyć, jak wokół szczupaka kręcą się drobne rybki. Ani on na to nie reaguje, ani one nic sobie nie robią z obecności śmiertelnego wroga. Powód wydaje się jasny. Szczupak nie jest głodny, więc zostawia rybki w spokoju. Później stopniowo narastający głód zmusza go do żerowania. Czy rzeczywiście tak jest? Inaczej mówiąc, czy każdy złowiony szczupak był głodny?
Niekoniecznie. Przekonują o tym badania amerykańskiego ichtiologa G.H. Lawlera. Porównał on zawartość żołądków szczupaków złowionych w tym samym czasie na wędkę i za pomocą sieci. Gdyby rzeczywiście głód skłaniał szczupaki do ataku, to wśród złowionych na wędkę powinno być więcej więcej takich, które mają puste żołądki. Okazało się jednak, że takich różnic nie było. Odsetek szczupaków z pustymi żołądkami był w obu grupach podobny.
Wniosek z tego może być taki, że szczupaki uderzają w zdobycz (dotyczy to oczywiście także przynęt) raczej w wyniku wrodzonego odruchu atakowania niż tylko z powodu głodu. Uparte rzucanie przynęty w pobliże zauważonego drapieżnika jest więc sposobem na to, by skłonić go do ataku.
Wędkarze mówią, że takim działaniem w końcu sprowokują zauważoną rybę i mają rację. Z fizjologii zachowamia wiadomo, że ciągłe powtarzanie określonego bodźca obniża próg reakcji i w końcu kolejny bodziec ją wywołuje.
O odrzywianiu się szczupaków wiemy już bardzo dużo, trudno jednak dokładnie powiedzieć, kiedy jest on głodny, a kiedy syty. Na pewno możemy założyć, że głodny jest szczupak, który ma od dawna pusty żołądek. Co jednak znaczy sytość, to już jest poza naszym doświadczeniem. Amerykański ichtiolog I.S. Clark założył, że głodne szczupaki to takie, które miały puste żołądki, zaś niedawno karmione określił jako "niemalże syte". Badał on, jak stopień napełnienia żołądka może zmieniać ich zachowanie w czasie polowania. Jak łatwo się domyślić, szczupaki karmione niedawno znacznie mniej chętnie atakowały, a ich reakcja na pokazywany im model zdobyczy była znacznie opóźniona w stosunku do takiej samej reakcji szczupaków z pustymi żołądkami. Stopień wypełnienia żołądka modyfikuje więc ich zachowanie, ale najedzone szczupaki też atakują swoje ofiary, co potwierdza wcześniejszą tezę o małym znaczeniu, tego co i ile szczupak ma w żołądku.

JAK MAMUTY

Historia szczupaka cesarza Fryderyka Barbarossy, opisana przez wielkiego przyrodnika Lacepede w monumentalnej "Historii naturalnej węży, ryb i wielorybów" z końca osiemnastego wieku, miała stać się jednym z największych zaakceptowanych oszustw naukowych, jakie znamy.
W 1497 roku złowiono w Kaiserslautern, koło Mannheim, szczupaka o długości sześciu metrów, który ważył 180 kilogramów. Jego szkielet był przechowywany w katedrze w Mannheim. Nosił on pierścień miedziany pozłacany przyczepiony z rozkazu cesarza Fryderyka Barbarossy 267 lat wcześniej. Ta monstrualna ryba żyła około trzech wieków. Książe Lacepede konkluduje: Jakąż straszliwą liczbę słabszych od siebie zwierząt musiał on pożreć, aby wykarmić swoje olbrzymie cielsko podczas tak wielu lat.

Ta historyjka dzisiaj wywołuje uśmiech, niemniej jednak w ciągu prawie dwóch wieków była pożywką dla legend i przesądów, których bohaterem był Esox lucius.W rzeczywistości, szkielet wystawiony w katedrze w Mannheim był fałszywy. Dorzucono mu znacznie więcej kręgów, niż mógł mieć naprawdę.
komentarze (0) | dodaj komentarz
Rekiny
sobota, 07 marca 2009 10:34
Rekiny - władcy podwodnego świata
Zabójcy?
"Czy będą rekiny?" Takie pytanie pada najczęściej podczas odpraw przed nurkowaniem w Morzu Czerwonym. To niesamowite, jaką fascynację budzą te zwierzęta wśród nurków, zresztą nie tylko wśród nich. Jednak skojarzenia, jakie budzi słowo "rekin" w masowej świadomości nie są najlepsze - rozcinająca powierzchnię morza płetwa grzbietowa, szeroko rozwarta paszcza, pełna ostrych jak brzytwa zębów, woda barwiąca się na czerwono krwią niewinnej ofiary - niezapomniany film Stevena Spielberga i sporadyczne, sensacyjne doniesienia medialne o atakach rekinów na ludzi mają nad naszą wyobraźnią większą władzę niż zdrowy rozsądek. Bo sprawa z rekinami wygląda tak, że to one powinny się nas bać bardziej, niż my się ich boimy. Przede wszystkim świadczy o tym statystyka - rekiny na całym świecie zabijają rocznie mniej niż dwudziestu ludzi, podczas gdy my mordujemy je masowo - to hekatomba przekraczająca sto milionów sztuk rocznie... Poza tym, spośród ponad czterystu gatunków rekinów zamieszkujących wody naszej planety, tylko kilka jest potencjalnie groźnych dla człowieka - potencjalnie, to znaczy, że nie jesteśmy dla nich w ogóle źródłem pożywienia, nie reagują one agresywnie na każdego człowieka, którego zobaczą nieporadnie pluskającego się w wodzie. Żeby zostać zranionym czy "zjedzonym" przez rekina, trzeba go albo sprowokować, albo mieć prawdziwego pecha, trafiając na bardzo głodnego osobnika, należącego do jednego z nielicznych "niebezpiecznych" gatunków.

Strach
Skąd bierze się w ludziach ten lęk, czasem wręcz paniczny strach przed rekinami? To nie tylko efekt oddziaływania na naszą wyobraźnię mitów i legend o bezszelestnych ludojadach, czających się tuż pod powierzchnią wody. To również zakorzeniony głęboko w ludzkiej podświadomości lęk prehistorycznego łowcy przed konkurentem, niemającym naturalnych wrogów myśliwym, wyposażonym przez naturę w narzędzia do zabijania, którym nie potrafimy sprostać nieuzbrojeni. Ten głęboko zakorzeniony lęk, podsycany przez kochające sensację media, prowadzi do bardzo dużych szkód w środowisku naturalnym, gdyż przeradza się często w bezmyślną nagonkę na te jedyne w swoim rodzaju zwierzęta - tak, jakby to była wojna, albo one, albo my. Jest to oczywista bzdura i od ponad trzydziestu lat świadome i poważne instytucje zajmujące się ochroną przyrody starają się walczyć ze stereotypem "rekin = ludojad". Bo przecież, jeśli wytępimy rekiny, w morzach nie będzie wcale bezpieczniej, natomiast w sposób bardzo istotny zachwiana zostanie równowaga bardzo wielu ekosystemów. Działania te przynoszą coraz lepszy efekt i coraz częściej fascynacja zrodzona ze strachu przeradza się w fascynację wynikającą z ciekawości. Czy w takim razie nie powinniśmy się bać rekinów, czy możemy się czuć bezpiecznie i swobodnie w ich towarzystwie? Oczywiście nie. Nie da się zaprzeczyć, że w starciu z agresywnie zachowującym się rekinem człowiek ma niewielkie szanse na przeżycie. Jednak lęk może przybierać wiele twarzy. Jeśli wesprzemy go odrobiną wiedzy o życiu i zachowaniach tych zwierząt, może się on przerodzić w świadomy respekt, dzięki któremu spotkanie z rekinem może być niezapomnianą przygodą a nie traumatycznym przeżyciem. Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że morze to ich świat, w którym my jesteśmy gośćmi a one władcami. Pamiętajmy, że mimo iż piękne i fascynujące, są to zwierzęta potrafiące ranić i zabijać, jeśli poczują się zagrożone. Tylko kilka gatunków rekinów może zaatakować człowieka "bez powodu" i zrobić mu naprawdę dużą krzywdę. I to nie złośliwie, czy z "wrodzonego instynktu zabijania", który jest podłym wymysłem, lecz przez pomyłkę. Lata badań nad żarłaczami dowiodły, że ludzkie mięso w ogóle rekinom nie smakuje - jeśli rekin ugryzie człowieka, to prawie natychmiast wypluwa porwany kęs. W zasadzie niesprowokowane ataki rekinów na ludzi można podzielić na dwie grupy. Jeśli rekin nie widział wcześniej człowieka, czasem chce go "spróbować" - pamiętajmy, że są to drapieżniki i ich przeżycie zależy od zjadania innych zwierząt. Jednak po takiej próbie rekin przekonuje się, że akurat to zwierzę jest niejadalne i więcej go nie zaatakuje - rekiny szybko się uczą i mają dobrą pamięć. Druga możliwość, to omyłkowe wzięcie człowieka za fokę. Ten los spotyka najczęściej surferów - człowiek siedzący okrakiem na desce do złudzenia przypomina tego morskiego ssaka. Do tych potencjalnie groźnych rekinów należą żarłacz biały (zwany ludojadem), żarłacz tygrysi, żarłacz jedwabisty, żarłacz tępogłowy i ostronos atlantycki. Wszystkie te gatunki to naprawdę spore ryby, dochodzące do 4 metrów długości. Jednak ryzyko zetknięcia z nimi jest stosunkowo niewielkie, mimo iż występują one we wszystkich wodach strefy tropikalnej, podzwrotnikowej i umiarkowanej. Poza nielicznym rejonami spotyka się je bardzo rzadko - są to prawdziwi samotni myśliwi głębin, prawdziwi królowie podwodnego świata, jednak przeważnie unikają nurków. Jeśli dojdzie do spotkania z takim "potworem", nurek też nie powinien wykazywać zbyt żywiołowego zainteresowania - jeśli będzie gonił rekina i próbował się do niego zbliżyć, jeśli będzie wykonywał gwałtowne ruchy, może zostać potraktowany jako potencjalne zagrożenie i zaatakowany. Ta zasada dotyczy spotkań ze wszystkimi większymi (powyżej półtora metra długości) rekinami - może tak być, że jeśli poczują się zagrożone, zaatakują zbyt natrętnego nurka i dotkliwie go poranią. W większości przypadków za ataki rekinów na nurków odpowiadają nie agresywne zachowania rekinów, lecz nurków właśnie.
Doskonałość
Rekiny to jedne z najstarszych zwierząt żyjących na naszej planecie. Mają za sobą ponad czterysta pięćdziesiąt milionów lat ewolucji, która dała im perfekcyjne wprost przystosowanie do środowiska wodnego i stworzyła najdoskonalszych myśliwych na naszej planecie. Wszystko w biologii rekinów podporządkowane jest jednemu - przetrwaniu. I to przetrwaniu na szczycie - to jedne z nielicznych zwierząt na ziemi, które praktycznie nie mają słabych punktów. Ponieważ rekiny zamieszkują wszystkie strefy mórz i oceanów, poszczególne gatunki różnią się od siebie znacznie, ale wszystkie łączy jedna cecha - są to najskuteczniejsi drapieżnicy w swoim środowisku. Tę skuteczność zawdzięczają budowie ciała i niezwykle sprawnym, wyostrzonym i ściśle powiązanym ze sobą zmysłom. Dzięki swojej budowie rekiny, obok delfinów, są najsprawniejszymi pływakami na ziemi. Widok płynącego rekina potrafi wręcz zahipnotyzować, ich ruchy są tak płynne i perfekcyjne, że nie można od nich oderwać wzroku. Wszystkie rekiny mają ruchomą górną szczękę, choć różne gatunki korzystają inaczej z tego rozwiązania. Żarłacze mogą dzięki niej odgryzać ogromne kęsy zwierząt sporo od nich większych, nawet wielorybów. Wygryzacze stosują niezwykle widowiskową metodę polowania na większe od nich ssaki morskie - najpierw wgryzają się w swoją zdobycz a następnie wykonują obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni, wycinając spory kęs ofiary ostrymi jak piły zębami górnej szczęki. Rekiny żerujące przy dnie nie mają ostrych zębów, lecz przystosowały się do miażdżenia pancerzy skorupiaków. U wielkich rekinów filtrujących, takich jak rekin wielorybi i długoszpar (największe ryby na ziemi, ich długość dochodzi do piętnastu metrów) zęby mają marginalne znaczenie, gdyż żywią się one przeważnie planktonem i drobnymi rybami. Budowa ciała rekinów pozwala im skutecznie dogonić i pochwycić ofiarę. Natomiast dzięki wysoce rozwiniętym zmysłom są one w stanie precyzyjnie ją zlokalizować. Rekiny mają doskonały wzrok, jednak w środowisku wodnym ten zmysł sprawdza się jedynie w niewielkim zakresie, ze względu na gęstość ośrodka. Rekiny znakomicie posługują się wzrokiem w końcowej fazie polowania. Do lokalizacji ofiary na większe odległości, czasem nawet bardzo duże, sięgające dziesiątków kilometrów, rekiny używają innych zmysłów, głównie węchu i słuchu. Możliwości, jakie te dwa zmysły dają rekinom są niewyobrażalnie wielkie i wciąż jeszcze nie do końca poznane. Dość powiedzieć, że rekiny są w stanie "wywęszyć" śladowe ilości aminokwasów pochodzących z mięsa i krwi w stężeniu nawet jednego promila. Co więcej, są w stanie określić kierunek, z którego dany zapach czy dźwięk pochodzi. Oprócz pięciu podstawowych, znanych nam zmysłów rekiny posiadają jeszcze dwa niezwykłe sposoby postrzegania otaczającego je świata. Są to zmysł mechaniczny i zmysł elektryczny. Zmysł mechaniczny, zlokalizowany głównie w linii nabocznej, pozwala rekinom rejestrować drgania otaczającego je środowiska, co w połączeniu z ich doskonałym słuchem pozwala im reagować na każdy ruch, nawet na znaczne odległości. Zmysł elektryczny, związany ze znajdującym się w skórze głowy narządami ampułkowatymi, pozwala rekinom rejestrować nawet bardzo słabe pola elektryczne, emitowane przez organizmy żywe. To dzięki temu zmysłowi rekiny są w stanie lokalizować zwierzęta zagrzebane w piasku. Zmysł elektryczny jest też niezwykle przydatnym i sprawnym narzędziem nawigacyjnym, dzięki któremu rekiny potrafią podczas swoich wędrówek precyzyjnie trafiać do miejsc oddalonych o setki kilometrów.
Wielka pomyłka
Rekin ludojad. Chyba każdy potrafi sobie wyobrazić to zwierzę, najpowszechniejszy wizerunek rekina na świecie. To właśnie ten rekin był głównym bohaterem filmu "Szczęki". W powszechnej opinii jest to najgroźniejszy i najbardziej drapieżny gatunek rekina, odpowiedzialny za największą ilość ataków na ludzi. Beznamiętny zabójca, żyjący tylko po to, żeby niszczyć wszystko, co się rusza. Mity na jego temat są tak głęboko zakorzenione w ludzkiej świadomości, że jego nazwa potoczna funkcjonuje na równi z oficjalną nawet w wydawnictwach naukowych. Czym żarłacz biały (o wiele mniej sensacyjnie brzmi, prawda?) zasłużył sobie na taką opinię? Przede wszystkim wyglądem - to naprawdę przerażające zwierzę i jeden z najbrzydszych rekinów, budzący strach i respekt rozmiarami (największe sztuki dochodzą do prawie ośmiu metrów, przeciętnie około czterech), błyszczącymi, niemal okrutnymi czarnymi oczami i potężną paszczą, pełną zębów. Jednak opinia ludojada, jak wynika z wieloletnich badań, nie jest całkiem zasłużona. Okazuje się bowiem, że większość ataków na ludzi to dzieło żarłaczy tygrysich i tępogłowych - biedny ludojad jest dopiero trzeci w rankingu. Ponadto nazwa ta jest kompletnie pozbawiona sensu - żaden rekin nie żywi się ludzkim mięsem... Żarłacz biały jest smutnym przykładem tego, jak mity i sensacyjne legendy mogą doprowadzić do wyginięcia - przez wiele lat tępiony za sam fakt istnienia, gatunek ten stoi dziś u progu zagłady. Na szczęście w wielu krajach został już objęty ochroną gatunkową a ludzie coraz częściej, zamiast mordować, wolą oglądać go pod wodą... na wszelki wypadek zamknięci w metalowej klatce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz